czwartek, 27 czerwca 2013

2. Duszno tu masz.

"Beep, beep, beeeeeeeeep". Nieprzytomna Rose szukała ręką budzika, żeby mogła nim zaraz rzucić w ścianę. Ziewnęła, przeciągnęła się i usiadła na łóżku. Popatrzyła w lewo i jak zwykle zastała smacznie śpiącą Amy. Jej wystarcza 30 minut żeby doprowadzić się do porządku, czego nie można powiedzieć o Rose. Bosymi stopami podeszła do lustra, próbując okiełznać to coś, co pospolicie nazywa się włosami. Sterczały we wszystkie strony świata. Załamana wzięła ręcznik i bieliznę i zaczęła kierować się do łazienki. Szurając tak ciapami w stronę zbawczego pomieszczenia, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Nie była pewna, czy to naprawdę, czy jeszcze śpi, ale na wszelki wypadek postanowiła otworzyć.
- Harris? - powiedziała zachrypniętym głosem, zaskoczona jego obecnością.
- Bój się Boga! Ogarnęłabyś się trochę jak wychodzisz do ludzi! - zjechał ją już na dzień dobry. Posłała mu tylko zabójcze spojrzenie, a on nie tracąc swojego cennego czasu, podał jej powód swojej wizyty. - Nie wiem jak to możliwe, ale zapomnieliśmy wczoraj o kamerach. Simon pomaga panu Black, temu od kamer, i widział nas wczoraj. Powiedział, że spróbuje to jakoś załatwić, ale nie jestem pewny czy mu się uda. Wiesz Stone co to oznacza? - Rose w odpowiedzi zrobiła tylko ogromne oczy i złapała się za serce.
- Za nieprzestrzeganie regulaminu grozi wydalenie ze szkoły - powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
- Wiem, że ani Ty, ani ja nie chcemy wracać do domu, dlatego musimy wymyślić jakąś wspólną wersję. Zresztą już wymyśliłem. - Rose spojrzała na niego pytająco i długo nie musiała czekać na wyjaśnienia - Powiemy, że poszłaś biegać i źle się poczułaś, a ja byłem obok i jako dobry przyjaciel z Tobą pobyłem na świeżym powietrzu. Potem się zasiedzieliśmy i zapomnieliśmy o godzinie, a nie chcąc nikogo budzić weszliśmy po drabinie do środka - na koniec swojej wypowiedzi wyszczerzył się szeroko ukazując przy tym szereg białych zębów. - Tak, wiem, genialny jestem.
- Serio, to jest ten Twój plan?
- A co, masz lepszy? - oburzył się, niezadowolony z faktu, że coś jej jeszcze nie pasuje. - Zresztą po co ja Ci to wszystko mówię. Powinienem sam ratować swoją dupę, a nie zadręczać się jeszcze Twoją - włożył ręce w kieszenie i zaczął się oddalać.
- Dobra, poczekaj... Niech będzie.
- Zapamiętałaś dokładnie?
- Aż tak dużo szczegółów to Ty nie podałeś - uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- Nie denerwuj mnie, bo jeszcze mogę się rozmyślić.
- Łaskę mi robisz?
- Tak, a co Ty myślałaś?
Założyła tylko ręce na piersi zabijając go wzrokiem. Wzrok chłopaka powędrował na dekolt dziewczyny, która w rękach trzymała ręcznik i swoją bieliznę.
- Ładne majteczki - powiedział, wzrokiem wskazując na białe, koronkowe stringi, które jako pierwsze wpadły dziewczynie w ręce. Oburzona i lekko zawstydzona posłała mu tylko głośne 'zboczeniec' i zamknęła drzwi. Zaspana była niemiłosiernie i wręcz potrzebowała prysznicu, po którym jak się okazało była gotowa stawić czoła dzisiejszemu dniu. Lekko zdenerwowana zabrała się za malowanie rzęs.
- Co Ci się dzieje? - spytała Amy, która zwróciła uwagę na dziwne zachowanie przyjaciółki.
- Nic, a co ma się dziać? - starała się odpowiedzieć najbardziej normalnym tonem, na jaki było ją stać w tym momencie.
- No przecież widzę - przewróciła oczami i usiadła obok niej.
- No serio, wszystko w porządku - odwróciła się w stronę blondynki i posłała szczery uśmiech.
- Niech Ci będzie - pogroziła jej szczotką do włosów i sama zabrała się za malowanie.
Rose otworzyła ogromną szafę, w której po wczorajszym sprzątaniu panował porządek, wyjęła z nich czarne rurki i beżowy sweterek. Po umyciu, ciemne włosy ładnie się ułożyły, dlatego postanowiła zostawić je rozpuszczone.
- Idziesz na śniadanie? - Rose spytała Amy, która próbowała dopiąć guzik w spodniach.
- Boże, załamię się zaraz - usiadła na sofie, z miną zbitego psa. - To już drugie w tym tygodniu, w które nie mogę się zmieścić - ukryła twarz w dłoniach.
Rose zaśmiała się cicho pod nosem, gdyż figura jej przyjaciółki była najbardziej pożądaną w całej szkole. Podeszła i kucnęła przed nią.
- Skarbie, wstań może czasami 5 minut wcześniej, dokładnie zobacz czyje bierzesz ubrania, a dopiero potem ubolewaj jaka jesteś gruba i brzydka - zaśmiała się w głos na widok miny przyjaciółki, gdyż ta zamiast swoich spodni, wzięła jej. Nie do opisania była jej ulga. Z dobrymi humorami zaczęły się kierować do jadalni, gdzie serwowane były posiłki.


Największe pomieszczenie w całej szkole. Jedyne miejsce, gdzie wszyscy uczniowie spotykali się, aby zjeść posiłek. Stoły ułożone były rocznikowo. Rose i Amy kierowały się do tego położonego najdalej, gdyż były już w ostatniej klasie. Zajęły swoje miejsca i jak reszta uczniów, zaczęły jeść śniadanie. Nabierając sobie płatków do miski, Rose spotkała się spojrzeniem z Willem. Nie mogli dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, dlatego jak zwykle się zjechali i tyle z ich uprzejmości. Pałaszując posiłek, w głośnikach rozbiegł się głos sekretarki szkoły. Rzadko kiedy można było ją usłyszeć, więc wszyscy na moment przestali rozmawiać i skupili się na tym, co za chwilę miała powiedzieć.
- Will Harris oraz Rose Stone po śniadaniu proszeni do gabinetu dyrektora.
Niby to tylko kilka słów, ale jak bardzo zaskakujących i nieprawdopodobnych. W całej sali zaczęły się szepty, szturchania oraz wytykanie palcami. Rose z rezygnacją odłożyła łyżkę i tępo zaczęła patrzeć w miskę.
- Możesz mi teraz do cholery powiedzieć o co w końcu chodzi? - szepnęła do niej Amy, która teraz za nic w świecie by nie odpuściła.
- Potem.. Muszę iść - powiedziała, gdy zobaczyła, że Will również wstaje ze swojego miejsca. Oboje wyszli z pomieszczenia, w którym aż roiło się od plotek. Całą drogę szli w milczeniu, modląc się o to, aby ich nie wydalono ze szkoły. Rose nie znała przeszłości Willa, tak samo jak on jej, jednak po jego minie można było wnioskować, że nie uśmiecha mu się powrót do domu. Gdy znaleźli się na miejscu, nie wiedzieli dokładnie co mają zrobić.
- Wchodzimy? - spytał lekko drżącym głosem szatyn.
- Nie mamy wyboru - odpowiedziała mu cicho i zapukała do drzwi.
- Proszę! - usłyszeli donośny głos, który należał do dyrektora placówki.
- Dzień dobry. Chciał nas pan widzieć, panie dyrektorze? - spytała słodko właścicielka zielono-niebiskich oczu.
- A, tak. Siadajcie proszę - gestem ręki wskazał na dwa fotele stojące na przeciw jego biurka. Niepewnie zajęli swoje miejsca i oboje zaczęli bawić się palcami u rąk.
- Kawy? Herbaty? O, może obejrzelibyśmy pewien film, co Wy na to? - no tak, cały pan Clive. Znany ze swojej stanowczości oraz sarkazmu. Nie czekając na odpowiedź, wziął do ręki pilot i wcisnął 'play'. Na ogromnym płaskim ekranie, który wisiał na ścianie, pojawili się Rose i Will wdrapujący się po drabinie, docinający sobie nawzajem. Na policzki dziewczyny wstąpiły rumieńce, on chciałby w tym momencie zapaść się pod ziemię.
- Chcielibyście mi to jakoś wytłumaczyć? Chociaż w sumie nie, nie psujcie mi humoru - machnął ręką i upił łyk kawy. - Przez miesiąc pomagacie w jadali, sprzątacie korytarze oraz z racji tego, że jesteście bardzo dobrzy w nauce, pomagacie słabszym uczniom. Zrozumiano?
Żadne z nich nie ośmieliło się zaprzeczyć, dlatego jak na rozkaz pokiwali twierdząco głowami.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia - zamruczeli pod nosem i opuścili gabinet. Żadne z nich nie śmiało z nim dyskutować.
- Przynajmniej zostaliśmy w szkole... - Rose chciała samą siebie jakoś pocieszyć.
- Rewelacja, powiem Ci - uśmiechnął się do  niej złośliwie chłopak i usiadł na ławce. Usłyszeli dźwięk dzwonka oznajmiąjącego początek lekcji, jednak ani jej, ani jemu nigdzie się nie spieszyło.
- Muszę zapalić - stwierdziła Rose i zaczęła kierować się do 'palarni', gdzie palili uczniowie, gdy nie można było wyjść na zewnątrz.
- Ty palisz?!
- Głośniej, druga część budynku jeszcze Cię nie usłyszała - upomniała go dziewczyna.
- No, no Stone, niegrzeczna się robisz - powiedział ze zdziwieniem, lub może bardziej z uznaniem. - Poczekaj, też idę.
Szli tak ramię w ramię, omijając wszystkie możliwe kamery, aż znaleźli przy zbawczych drzwiach, prowadzących do nigdy nie wywietrzanego pomieszczenia. Od razu odurzył ich smród dymu tytoniowego, jednak po chwili już im to nie przeszkadzało. Rose wyjęła z torby papierosa i go odpaliła. Will zaczął nerwowo klepać się po kieszeniach, jednak nigdzie nie mógł znaleźć paczki.
- Kurwa - przeklął pod nosem - Stone, daj mi szluge.
- Co to, rozkaz?
- Błagać na kolanach Cię nie będę.
- Twoja strata - wzruszyła ramionami i głęboko się zaciągnęła.
- Nie denerwuj mnie, już mam wystarczająco zruszone nerwy. - wysyczał w jej stronę i zaczął dobierać się do jej torebki.
- Ej ej ej, łapy przy sobie!
- Daj. Mi. Tą. Szlugę.
- Poproś - uniosła zadziornie brew do góry.
- Chyba śnisz - prychnął po nosem
- To nie ja w tym momencie cierpię na głód tytoniowy.
Chłopak znacznie się do niej przybliżył, opierając ją o ścinę. Ręce rozłożył po obu stronach jej głowy, tak, że nie miała możliwości poruszenia się. Nachylił się nad nią delikatnie, patrząc łakomo na jej lekko uchylone usta. Prawą ręką przejechał po jej policzku, lewą zaczął powoli dobierać się do torebki. Dziewczyna stała w miejscu, w ogóle nie rozumiejąc intencji chłopaka i szybkości sytuacji, która się rozwijała. Ten odsunął się po chwili, z triumfem trzymając w dłoni papierosa.
- Nie wierzę, że tak łatwo dałaś mi się omamić - powiedział wyraźnie zadowolony ze swojego planu.
- Dupek.
- Och, lejesz mi miód na serce, Stone - złapał się za klatkę piersiową i wzniósł oczy do góry.
Ta w odpowiedzi wywróciła tylko oczami i pokręciła załamana głową.
- Wychodzę. Pamiętaj, że musimy być 30 min wcześniej żeby pomóc z obiadem - przypomniała mu gasząc swojego papierosa.
- Mhmm - odpowiedział zrezygnowany chłopak.
Otworzyła drzwi, a po upewnieniu się, że nikogo nie ma, zaczęła kierować się na pierwszą lekcję.
Wpadła jak torpeda do klasy, przepraszając za swoje zachowanie i usprawiedliwiając się wizytą u dyrektora. Wszystkie 30 par oczu skierowane były na nią, jednak ona postanowiła to zignorować. Wiedziała, że przez najbliższe sto lat będzie wysłuchiwała plotek na temat swój i Harrisa, dlatego z udawaną obojętnością zajęła swoje miejsce. Na jej ławce czekał już liścik od Amy: "jeśli zaraz mi wszystkiego nie wytłumaczysz, to obiecuję, że osobiście Cię uduszę!" Rose wiedziała, że nie uda jej się uciec przed swoją dociekliwą przyjaciółką, więc zabrała się za pisanie baaardzo długiej rozprawki, dotyczącej wczorajszego i dzisiejszego dnia. Gdy blondynka przeczytała liścik, nie mogła w to wszystko uwierzyć, a potwierdzeniem tego były otwarta buzia i ogromne oczy.


Reszta lekcji minęła zarówno Rose jak i Willowi niesamowicie opornie. Każdy szeptał na ich temat, wytykał palcami. Szatynka starała się to ignorować, chłopak natomiast groził każdemu, kto ośmielił się wspomnieć o tej sytuacji. Po skończonych zajęciach dziewczyna skierowała się do swojego pokoju. Miała niecałe 20 minut żeby odpocząć, gdyż za chwilę musiała iść do jadalni. Położyła się na łóżku i cieszyła się tymi minutami ciszy, które w końcu nastały.  Niewiele to trwało, więc już po chwili była w drodze do stołówki. Nie zdziwiła się, gdy na miejscu nie zastała współwinnego ich kary. Uprzedziła kucharki o tym, że idzie po Willa i ponownie wracała do części budynku, w której znajdowały się pokoje. Zapukała do drzwi Harrisa, jednak odpowiedziała jej cisza. Zdenerwowana, bez dłuższych przemyśleń, nacisnęła stanowczo klamkę.
- Jak zaraz nie ruszysz tej swojej dupy... - zaczęła ostro, ale skończyła w połowie zdania. Will stał przed nią w samych dżinsach, eksponując przy tym swoją klatkę piersiową oraz wszystkie mięśnie. Na twarz dziewczyny od razu wstąpiły rumieńce, dlatego spuściła głowę w dół.
- Ooo, czyżby nasza cnotka niewydymka się zawstydziła? - podszedł do niej, wykorzystując sytuację.
Ta odruchowo postawiła krok w tył, jednak na swoich plecach poczuła tylko chłodne drzwi. To już druga taka sytuacja tego dnia, więc tym razem postanowiła być bardziej pewna siebie.
- Z chęcią Harris, jednak wybacz, nie widzę tu nic godnego mojego zawstydzenia - odpowiedziała mu zadziornie, zakładając ręce na piersi. Podziałało to na niego jak płachta na byka.
- Och, naprawdę? - zaczął podchodzić coraz bliżej niej, patrząc na nią tym swoim wzrokiem boskiego alvaro. - Skoro tak, to skąd te rumieńce? - spytał, przy tym znacznie zniżając swój głos. Dotknął jej rozgrzanych policzków, a ona aż drgnęła. Co dziwniejsze, on też coś poczuł. Zmieszana całą tą sytuacją, odwróciła głowę, jednak nie dała za wygraną.
- Po prostu masz tu duszno - odpowiedziała lekko zachrypniętym głosem, odwracając się i patrząc mu prosto w oczy. Jej zielono-niebieskie oczy spotkały się z jego szarymi. Były niemal identyczne, jednak jej były jakby żywsze. Przyparł ją swoim ciałem mocniej do ściany, zakładając swoje ręce nad jej głową. Poczuła jego ciepły oddech na swojej twarzy i odruchowo mocniej wciągnęła powietrze. Nie wiedziała co się z nią działo, on też zdawał się być daleki od swojego zdrowego rozsądku. Jego lewa dłoń powędrowała wzdłuż jej talii, i aż wyczuć można było prąd, który przebiegł przez nią w tamtym momencie. Zauważył to i uśmiechnął się lekko sam do siebie. Nie, nie, nie. W jednej sekundzie się opanowała i wyprostowała, dając mu do zrozumienia, żeby się odsunął.
- Rzeczywiście, trochę tu duszno - powiedział tak samo zachrypniętym głosem jak i jej. - Za minute jestem gotowy.


Rose nie czekając na niego, wyszła z pokoju i szybkim krokiem zaczęła kierować się do jadalni. Po drodze starała się opanować swój oddech i drżące dłonie. Zatrzymała się nagle i sama do siebie powiedziała : "Co to kurwa było?" Pokręciła tylko głową i już w miarę spokojnie weszła do jadalni, gdzie zaczęła pomagać rozstawiać talerze.


" Co to kurwa było?" to samo pytanie zadał sobie Will. Szedł jak zwykle z rękoma w kieszeniach, nie zważając na innych uczniów. Z impetem otworzył drzwi do jadalni i od razu zauważył krzątającą się, uśmiechniętą od ucha do ucha Rose. Poczuł dziwny prąd przebiegający przez jego ciało, jednak zignorował to. Wziął do ręki sztućce i zaczął je rozkładać. Starali się na siebie nie patrzeć i w efekcie ich misja zakończyła się powodzeniem. Swoją pracę skończyli w momencie, gdy do pomieszczenia zaczęli schodzić się uczniowie. Jak gdyby nigdy nic zajęli swoje miejsca i zaczęli jeść obiad.
- I co, i co? - zaczęła podskakiwać na swoim krześle Amy, starając się wydobyć z Rose jakiekolwiek informacje.
- Ale co? - odpowiedziała jej z pełną buzią, co wyglądało dosyć śmiesznie.
- No on jest meeega przystojny, wysoki, umięśniony... - zaczęła wyliczać na palcach blondynka.
- ... chamski, arogancki, zakochany w sobie, głupi dupek - dokończyła za nią przyjaciółka przełykając kawałek kurczaka. Amy wywróciła tylko oczami, wiedząc, że na nic są jej starania.
Szybko zmieniły temat i zaczęły plotkować o wszystkim innym, tylko nie o Willu. Po skończonym posiłku i po sprzątaniu, zmęczona Rose położyła się plackiem na łóżku, nie mając dziś już zupełnie na nic ochoty. Amy czytała książkę, dlatego szatynka beż żadnych 'ale' mogła na chwilę zasnąć.


 "Gdzie ona jest do cholery?!" pytał sam siebie Will. Była już 18.40, a jej nie było jeszcze w jadalni. Mieli pomóc przygotować kolację, jednak dziewczyny nigdzie nie było. Zdenerwowany postanowił po nią pójść. Bez żadnego pukania wpadł do jej pokoju jak oparzony.
- Stone!
Na jego głośny krzyk odpowiedziała mu tylko cisza. Skierował się do sypialni dziewczyn. Zastał tam smacznie śpiącą Rose, szczelnie opatuloną kołdrą. Uśmiechnął się złośliwie i bez żadnego uprzedzenia ściągnął z niej kołdrę.
- Ej!!!! - dziewczyna obudziła się w sekundzie.
- Nie chciałbym być niemiły, ale mamy niecałe 15 minut, żeby pomóc przygotować tą cholerną kolację, dlatego rusz tą swoją dupę, albo Cię tam zaniosę!
Do Rose docierało co drugie słowo, gdyż cały czas pogrążona była w swoim śnie. Ziewnęła głośno i zaczęła się przeciągać, na co zdenerwowany chłopak wywrócił oczami.
- Masz 30 sekund.
- Mhmm.
Wstała powoli, kierując się do lustra. Usiadła na pufie i zaczęła powoli rozczesywać włosy.
- Dobra, dość tego. Sama chciałaś.
Podszedł do niej szybko, złapał w talii i przerzucił sobie przez ramię. Nie zwracając uwagi na krzyki dziewczyny, zaczął z nią iść prosto do jadali. Postawił ją dopiero gdy znaleźli się na miejscu.
- Chyba śnisz, jak będę zapierdzielał tutaj sam - powiedział do niej i zaczął rozkładać talerze.
Oburzona dziewczyna zabrała się za sztućce i niechętnie je rozkładała. Gdy skończyli, usiadła zaspana na swoim miejscu i powoli zaczęła jeść. Za chwilę podbiegła do niej Amy.
- Czemu mnie nie zbudziłaś? - spytała cała ubrudzona dżemem.
- Budziłam, ale cały czas mówiłaś 'jeszcze 5 minut, zaraz wstanę'. Musiałam iść do pani Morris, żeby ustalić kiedy mogę przynieść referat, więc nie miałam czasu żeby ściągnąć Cię z łóżka.
- Dobra, Twoje grzechy zostały Ci odpuszczone - posłała jej leniwy uśmiech i zaczęła przeżuwać bułkę. Amy zaśmiała się głośno na ten widok i sama zabrała się za pałaszowanie kolacji.
Sprzątanie po posiłku szło im dość opornie. Ona co chwilę plątała się o własne nogi, on z kolei zbił już 4 talerze. Nie zamienili ze sobą słowa, chociaż prawdę mówiąc, żadne nie miało ochoty na rozmowę. Po 15 minutach oboje kierowali się do swoich pokoi.
- Jeśli jutro zaśpisz, to przyjdę i własnoręcznie Cię zabiję - pogroził jej palcem Will.
- Mhmmm - mruknęła tylko i machnęła na niego ręką.
- Co Ty ćpałaś coś? - potrząsnął nią chłopak - zachowujesz się jakbyś miała za chwilę paść i już nie wstać.- Dziewczyna w odpowiedzi ziewnęła tylko i oparła się o niego.
- Stone, ogarnij się.
- Mhmmm - zamruczała mu do klatki piersiowej, a on zrezygnowany uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
- Przybiorę przez Ciebie na masie - wysyczał w jej stronę i ponownie przełożył sobie przez ramię, niosąc ją do jej pokoju.





Aaaaale się męczyłam nad tym rozdziałem ;o i jakiś długi mi wyszedł ;o no ale mam nadzieję, że przeczytacie cały i nie będzie aż tak źle :D kolejny dodam dopiero w następnym tygodniu, gdyż wybywam na weekend :D miłego czytania misie i komentujcie ;*




3 komentarze:

  1. O Jezuśku, Kochanie *.*
    Ubóstwiam Cię <33
    Matko jesteś nieziemska, tak się wciągnęłam i tak mi się świetnie czytało, że połknęłam ten rozdział chyba w minute i musiałam przeczytać jeszcze dwa razy! :D

    Już się coś wykluwa między nimi... ^^ Podoba mi się :D I jeszcze jak słodko, że ją zaniósł do pokoju, mimo że się "nie lubią" ;>
    Kocham Twój styl pisania i podoba mi się, że piszesz go w trzeciej osobie. I niesamowite jest to, że ogólnie piszesz to tak subtelnie i delikatnie, a tu nagle "Co to kurwa było" xD haha :D AMAIZING! :D Aż brak mi słów i gadam od rzeczy, ale wybacz, tak mi się spodobało, że ciężko mi coś konstruktywnego wymyśleć :P
    A ! I jeszcze jedna rzecz mi się spodobała na samym początku: "szurając tak ciapami" <33 Pierwszy raz słyszę takie określenie xD

    Także nie pierdziele więcej głupot i idę szurać ciapami do łóżka:P
    Ściskam mocno i cieszę się strasznie, że wróciłaś :****

    OdpowiedzUsuń
  2. oooooooooommmmm <3 są coraz bardziej nieobojętni wobec siebie ;). te jego i jej prądy na widok bądź dotyk drugiego - dobrze to wrozy. jeeeeeaaaa ;D
    uwielbiam jak sobie dogryzają, a z drugiej strony cos się rodzi miedzy nimi :) to takie ekscytujące xD. i przynajmniej nie jest niezdrowo za słodko ;)

    rozdzialik meeeeegaaaa ! - nie wylecieli ze szkoły, ufff. ale będą więcej czasu spędzali w swoim towarzystwie ; woho ! wyczuwam nutke romansu ;P.
    dooobrzeeee ! ;]

    czekam na więcej Kochana <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. ooooo, jak słodko :3 coś się dzieje i dziać się będzie. Tylko nie niszcz! bo jak będzie miłość będzie pięknie ;)

    zapraszam do siebie! ;)
    http://last-chance-to-survive.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń