niedziela, 23 czerwca 2013

1. Wyglądasz strasznie.

Szedł szybkim krokiem na swoje zajęcia, na które de facto był już spóźniony. Wszedł do sali bez słowa wyjaśnienia i zajął swoje miejsce. Wzrok wszystkich obecnych dziewcząt w klasie skierował się ku niemu, jednak on zdawał się tego nie zauważyć. Cały czas miał podwyższone ciśnienie poprzez sytuację na korytarzu. 'Jaką ona miała czelność na mnie wpadać?!'. Nie potrafił się skupić na lekcji. Długopisem, który trzymał w ręku, wystukiwał miarowy rytm. Nikt jednak nie śmiał zwrócić mu uwagi. Przesiedział tak do końca geografii, po czym jak strzała wystrzelił na korytarz w momencie gdy zadzwonił dzwonek. Nie miał ochoty na resztę zajęć, dlatego skierował się do swojego pokoju, gdzie mógł chociaż przez chwilę pobyć sam.

Starała się zapomnieć o sytuacji sprzed kilkunastu minut. Jakim prawem nazwał ją szmatą?! Obiecała sobie, że nie daruje mu tego i odpłaci się. Nie wiedziała jeszcze jak, jednak jej zawziętość i stanowczość miały jej w tym pomóc. Nie chcąc tracić więcej z lekcji biologii, zaczęła pisać notatkę na temat rozwoju ssaków.


Szkoła imienia Melissy Clark była budynkiem z wieloletnią przeszłością. Uczęszczali do niej nastolatkowie, którzy w przeszłości mieli do czynienia z różnymi problemami. Wyposażona ona była w pokoje dla każdego z uczniów, łazienki, jadalnię, pokój zabaw, salę gimnastyczną oraz bibliotekę. Drugi dom, dla niektórych jedyny. Po skończonych zajęciach Rose przemierzała korytarze w kierunku swojego pokoju. Z uśmiechem na twarzy przyglądała się młodszym uczniom szkoły, którzy grali w nieznaną jej grę. Wkładali w nią jednak tyle emocji, że nie dało się przejść obok nich obojętnie. Jeszcze jeden zakręt i była na miejscu. Przekręciła 2 razy w prawo kluczykiem i już po chwili znalazła się w swoim azylu. Oparła się plecami o drzwi i wypuściła z płuc głośno powietrze. Odpowiedziała jej cisza, więc najwyraźniej jej przyjaciółka nie wróciła jeszcze z zajęć. Odłożyła w kąt torbę i rzuciła się z impetem na łóżko. Dzisiejsza noc rzeczywiście dała jej się we znaki. Wystarczyłoby 10 minut, a spałabym niczym małe dziecko. Wzięła się jednak w garść i na początek przebrała się ze szkolnego mundurku w wygodniejsze ubrania. Tak, siwy dres i niebieska bluza z kapturem były jej ulubioną częścią garderoby. Rozejrzała się po pokoju. Nie zaszkodziłoby posprzątać. Nie lubiła odkładać rzeczy na potem, dlatego od razu wzięła się do roboty. Nie ograniczała się tylko do zewnętrznych powierzchni - postanowiła wywrócić pokój do góry nogami. W momencie gdy znalazła się pod stertą ubrań wyciągniętych z szafy, do pokoju weszła Amy.
- Wiedziałam - rzuciła krótko.
- Ale co?
- Już dawno trzeba było zapisać Cię do psychiatry - wzruszyła tylko ramionami i przeszła koło przyjaciółki jak gdyby nigdy nic.
- Pomóż mi - w błagalnym geście, Rose złapała blondynkę za kostkę u nogi - Nie ogarnę tego za nic w świecie - podkuliła pod siebie kolana i zrobiła minę niewiniątka. Amy wywróciła tylko oczami. Nie potrafiła jej odmówić w żadnej sprawie. Odłożyła swoją torbę na bok i usiadła koło szatynki.
- To jest ostatni raz, kiedy dałam się nabrać na Twoje nieproporcjonalnie duże oczka - burknęła pod nosem, na co właścicielka owych ogromnych oczu parsknęła głośno śmiechem. W niecałą godzinę uwinęły się ze wszystkim. Rose zmęczona dzisiejszym dniem ostatkiem sił dowlekła się do łóżka. Niewiele myśląc nakryła się kołdrą i już po 10 minutach spała jak zabita.


Nerwowo szukał czegoś w swojej części pokoju. Klął pod nosem nie mogąc znaleźć rzeczy, która w tym momencie była mu niezbędna.
- Może powiedziałbyś w końcu czego szukasz, to bym Ci pomógł - odezwał się Tom, przyjaciel Willa, który już od dobrych kilkunastu minut przyglądał się współlokatorowi.
- Zamknij się - wysyczał tylko w jego stronę, po czym znowu zabrał się za przeszukiwanie szafy.
- Jak chcesz - rówieśnik wyciągnął przed siebie nogi, wziął pilot do ręki i zaczął oglądać pierwszy lepszy program, który aktualnie włączył.
- Ścisz to do cholery, bo tym bardziej nie mogę się skupić!
Na te słowa chłopak o kruczo czarnych włosach podgłośnił jeszcze bardziej. Zirytowany postawą przyjaciela, Will wyszedł z pokoju, przed tym uderzając Toma w tył głowy. Zamknął za sobą drzwi i wyprostował się. Nie wiedział dokąd pójść, jednak wiedział, że prędzej spałby na korytarzu niż miałby teraz wrócić do tamtego pomieszczenia.Nie znalazł paczki papierosów, których tak namiętnie szukał, dlatego postanowił przejść się do swojego znajomego, który za niewielką opłatą był w stanie załatwić wszystko. Szkoła mieściła się prawie, że na końcu miasta, więc w pobliżu nie było zbyt wielu sklepów. Nawet jeśli, to uczniowie mieli bezwzględny zakaz opuszczania terytorium budynku. Na zewnątrz mieścił się ogromny ogród, boiska, korty tenisowe. Jednym słowem wszystko, czego dusza zapragnie. Szedł tak przed siebie, z dłońmi w kieszeniach spodni. Nie obyło się oczywiście bez głośnych westchnięć dziewczyn, które dałyby się zabić za jedną randkę z nim. Wiedział o tym doskonale i wykorzystywał to. Nie szukał miłości, wystarczyły mu jednorazowe przygody. Być może nie spotkał jeszcze tej jedynej, lub może po prostu nie liczy się dla niego takie uczucie jak miłość. Tak, zdecydowanie to drugie. Stanął przed pokojem 34 i bez pukania wszedł do środka.
- Witam w skromnych progach - czarnoskóry chłopak, Max, wyszczerzył się na widok szatyna.
- Daj spokój, nie mam humoru - Will machnął ręką i usiadł na fotelu. - Szlugi mi się skończyły.
- I to przez to nie masz humoru? - spytał z niedowierzaniem kolega. W odpowiedzi na dość idiotyczne pytanie, właściciel szarych oczu uderzył się z otwartej dłoni w czoło, dając do zrozumienia, że nie będzie dalej ciągnąć tematu.
- Dobra, dobra... Poczekaj tu chwilę, zaraz wracam - zmieszany nastolatek zniknął za drzwiami do swojej sypialni. Wrócił trzymając w ręku paczkę papierosów.
- Stary, skąd Ty to wszystko bierzesz? - Will pokiwał z uznaniem głową wyciągając pierwszego papierosa.
- Nie wnikaj - w odpowiedzi pokazał mu szereg swoich białych zębów. - To powiesz w końcu o co chodzi?
- Ta szmata, Stone, znowu mnie wkurwiła - powiedział niskim głosem szatyn jednocześnie zaciągając się dymem.
- Człowieku, co jest z Tobą nie tak?
Will popatrzył na niego pytającym wzrokiem. Max przewrócił oczami i zaczął swój monolog.
- Kiedy to Wam się w końcu znudzi? Kłócicie się od dobrych 2 lat, na każdym kroku się wyzywacie. Żadne z Was nie przejdzie obojętnie obok siebie. To już jest męczące patrzeć jak cały czas się kłócicie. Zresztą ona jest całkiem niezła - poruszył w śmieszny sposób brwiami.
- Proszę Cię, nie załamuj mnie. Nie mówimy chyba o tej samej Stone. Jakim cudem ona może Ci się podobać - oczy Willa zrobiły się jak 5 zł.
- Nie tylko mi, co drugi chłopak w tej szkole by się z nią przespał - wzruszył ramionami.
- Błagam, skończ, bo za chwilę się porzygam.
Max machnął tylko ręką i powiedział coś sam do siebie pod nosem.
- Dobra, ja spadam. Dzięki stary jeszcze raz - szatyn poklepał swojego kolegę po ramieniu i wyszedł jak gdyby nigdy nic. Nie chciał jeszcze jednak wracać do swojego pokoju. Mimo, że za godzinę była cisza nocna, postanowił przejść się po ogrodzie.


Obudziła ją burza. Rozpadało się na dobre, a ona miała otwarte okno na oścież. Szybko podniosła się z łóżka i je zamknęła.
- Amy? - krzyknęła z sypialni, jednak odpowiedziała jej cisza. Przeszła do saloniku, gdzie również nikogo nie zastała. Każdy pokój wyglądał tak samo : mały salonik, łazienka i sypialnia. Nie za duży, w sam raz. Zauważyła na stoliku karteczkę z wiadomością od swojej przyjaciółki: 'Wyszłam pobiegać'. Rose spojrzała w stronę okna i nie mogła uwierzyć, że Amy poszła biegać w taką pogodę. Niewiele myśląc włożyła na siebie swoją ulubioną bluzę, szare dresy i ciepłe emu, które pierwsze wpadły jej w oko i poszła szukać swojej współlokatorki. Gdy była już na zewnątrz, naciągnęła na głowę kaptur. Skierowała się na ścieżkę w ogródku, wyznaczoną do biegania. Jako że padało coraz to bardziej musiała się pospieszyć. Biegała tak i biegała, bezskutecznie. Żywej duszy tam nie było. Chcąc się schować chociaż na chwilę, podbiegła pod daszek gdzie znajdowała się jedna ławka. Było ciemno jak diabli, więc nic praktycznie nie mogła zauważyć. Weszła na coś, lub co wydawało się bardziej prawdopodobne - na kogoś. Wstała jak oparzona i piskliwym głosikiem przeprosiła.
- Kurwa, Stone, dasz mi dziś w końcu spokój?  - nie pomyliłaby tego głosu z żadnym innym.
- Harris - powiedziała cierpko.
- We własnej osobie.
- Co Ty tu robisz? Pada.
- Dzięki Stone za info, sam bym pewnie się nie domyślił - odpowiedział jej sarkastycznie. Ona tylko wywróciła oczami i usiadła obok niego. - A Ty co tu robisz? - sam nie wiedział dlaczego właściwie kontynuuje rozmowę.
- Szukam Amy, poszła biegać.
- Siedzę tu od dobrych 30 minut i nie widziałem, żeby ktokolwiek tędy biegł.
Nastała cisza, która o dziwo ich nie krępowała. Ona pochłonięta była swoimi myślami, on swoimi.
Nagle zagrzmiało, a Rose aż się wzdrygnęła.
- Dobra, spadam - oznajmił krótko i wstał.
- Poczekaj, ja też - powiedziała szybko, nie myśląc dokładnie nad tym co wyszło z jej ust. Uniósł jedną brew do góry, patrząc na nią dziwnym wzrokiem.
- Yyy, dlaczego miałbym na Ciebie czekać?
Zmieszana szatynka nie wiedziała co mu ma właściwie odpowiedzieć. Jego też tak jakby zachowanie dziewczyny nieco zdziwiło, dlatego tylko machnął ręką i zaczął iść przed siebie. Nie chcąc zostać sama, Rose podbiegła do niego.
- Co Ty do cholery robisz? - Willa zaczęła denerwować ta cała sytuacja.
- Boję się burzy - powiedziała cicho.
- Masz problem - wzruszył ramionami i znowu zaczął iść. Rose nie odpuszczała i po raz kolejny do niego podbiegła. Naprawdę przestraszyła się tych piorunów.
- Wkurwiasz mnie.
- Ty mnie też i jakoś żyję.
- Rozmazałaś się - popatrzył na jej twarz - Boże, jaka Ty jesteś straszna.-  Oburzona szatynka podniosła na niego swój wzrok i zmarszczyła nos.
- Ty urodą też nie grzeszysz.
- W tym momencie przyznałaś mi rację, że jesteś straszna - wypomniał jej zadowolony z siebie Will. Załamana Rose nic na to nie odpowiedziała tylko burknęła coś pod nosem. Przed drzwiami budynku znaleźli się 10 minut po ciszy nocnej. Jako, że drzwi są zamykane punktualnie o 22.30, nie było szans aby ktoś z zewnątrz mógł wejść do środka.
- To Twoja wina Stone, przez Twoją brzydotę zapomniałem o godzinie - wskazał na nią palcem wskazującym.
- Jeszcze jedno słowo Harris, a obiecuję, że zabiję Cię na miejscu - zagroziła mu szatynka - Jak teraz wejdziemy?
- Nie mam pojęcia... - chłopak pokręcił głową w geście załamania - O ile dobrze pamiętam to z drugiej strony stała kiedyś drabina, możemy po niej wejść do środka.
Nie mieli wyboru, dlatego skierowali się na tył szkoły. Rzeczywiście, drabina dalej tam stała, jednak jej stan pozostawiał wiele do życzenia.
- Ja po niej nie wejdę - powiedziała stanowczo Rose.
- Jak tam sobie chcesz, narazie - rzucił krótko w jej stronę i zaczął wdrapywać się po szczebelkach.
- Dobra, czekaj! - złapała chłopaka za nogę, dając mu do zrozumienia, żeby dał jej się wdrapać pierwszej.
- Nie wiem, czy ta biedna drabina wytrzyma swój ciężar - zaczął się głośno zastanawiać. Dziewczyna puściła tę uwagę mimo uszu i zaczęła powoli wchodzić na górę. Nie wiedziała jednak do czyjego pokoju będzie musiała zapukać, żeby im otworzono. Gdy byli już prawie na samej górze, Will krzyknął aby weszła na dach, bo są tam chyba drzwi, prowadzące do środka. Jak powiedział, tak zrobiła. Na całe szczęście były otwarte, dlatego już bez żadnych problemów zaczęli kierować się do swoich pokoi. Szli w milczeniu, a gdy mieli już się rozdzielać, Rose stanęła w miejscu.
- Tej sytuacji nigdy nie było - powiedziała poważnie. Chłopak tylko potwierdził skinieniem głowy i poszedł w swoją stronę. Cała przemoczona weszła do swojego pokoju. Zastała tam Amy, która siedziała na fotelu owinięta kocem, popijając herbatę.
- Gdzie Ty byłaś?! - krzyk Rose rozległ się po całym pomieszczeniu.
- Z Amandą - powiedziała powoli Amy, nie wiedząc o co dokładnie chodzi jej przyjaciółce. - Strasznie wyglądasz, gdzie Ty byłaś?
- Szukałam Cię, napisałaś, że idziesz biegać... - załamana dzisiejszym dniem Rose usiadła na drugim fotelu podpierając głowę o ręce. - Jestem wykończona, idę pod prysznic - oznajmiła i poszła do łazienki. Czysta już, weszła pod kołdrę i w ciągu kilku minut zasnęła.




I jest pierwszy rozdział :) nie wyszedł mi taki, jaki chciałam, no ale nic :< dziękuję misie, że nie zapomniałyście o mnie i bardzo się cieszę, że spodobał Wam się mój prolog :D Także czytajcie, komentujcie i do następnego! ;*

2 komentarze:

  1. Jakoś tak czułam, że jak wyjdzie po przyjaciółkę, t o go spotka ^^
    I jeszcze bidna się burzy bała, a takiego bezdusznego towarzysza miała koło siebie...

    No już od samego początku przestać o sobie myśleć nie mogą... :P Co prawda negatywnie, ale ja czuję, że to się zmieni ^^

    No, opowiadanie nie o TW, ale jakiś Tom i Max jest, hahaha :DDD

    Bardzo pozytywne odczucia mam, Kochanie i nie mogę się doczekać następnego! :)) I jeszcze kolejnych i kolejnych i kolejnych... No co ja będę przedłużać, pisz szybko następny! :**
    Ściskam mocno :**

    OdpowiedzUsuń
  2. o jej jak ja lubię czytać Twoje rzeczy :* są takie delikatne, wrażliwe .. Twój styl jest jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny i naprawdę nie mogłam doczekać się Twojego powrotu dlatego ciesze się ze znowu jesteś <3

    a co do rozdzialiku - tez zauwazylam ze jest Tom i Max xd tylko przepraszam, ale nie mogę się przestawić ze Max to w tym wypadku murzyn ;D dla mnie Max to bialy, lysy, przystojny xD. no ale nie jeden Max George na swiecie, prawdaż ;> ?

    poza tym - w tym rozdziale az mi szkoda zrobilo się Rose jak Harris tak po niej cisnal a ona biedna bala się na dodatek burzy :( ...
    mam nadzieje ze w następnych już będzie mu się wzorowo odgryzala- tak jest ! SIŁA KOBIET !! :D

    całuję Cię Malutka ;** !

    OdpowiedzUsuń